Cennik warzyw i owoców w zależności od sezonu.
Muzeum telekomunikacji. Nie, nie poszliśmy tam na wycieczkę, szczerze mówiąc to w tym muzeum chyba nie było nawet co oglądać, poza tą kolejką :)A staliśmy w niej po to żeby połączyć się z internetem. Fidel rok temu, owszem załatwił wifi, ale możesz go używać tylko po zakupie karty z kodem dostępu, którym łączysz sie w hotelach czy na placyku z ruterem. Żeby zdobyć kartę, musisz albo zapłacić 2x wiecej, kupując od cwaniaczków na ulicy, albo udać się do muzeum telekomunikacji, w którym to po godzinnym staniu w kolejce kupisz kartę legalnie i najtaniej. / Hawana, Kuba, styczeń 2017
Miejsca gdzie dają wifi, rozpoznasz po takich widokach :)
Polaquito. Jak mówimy że jesteśmy z Polski, to na pierwszy ogień leci oczywiście Lewandowskiii, a poźniej mówią że mają takie małe samochody tutaj, które nazywają polaquito :) Chyba w żadnym kraju nie ma tylu egzemplarzy tego samochodu „na chodzie” co na Kubie, mało tego są warte grube pieniądze!
Nie musisz iść do restauracji, żeby zjeść obiad na porcelanowym talerzu. Na Kubie zamawiasz pizzę w okienku, po minucie dostajesz ją na talerzu, zjadasz pod okienkiem i oddajesz na zmywak. Jak chce Ci się pić to podchodzisz do kolejnego okienka, dostajesz sok w szkance, wypiasz i oddajesz. Taka ekologiczna z przymusu Kuba.
Im krócej i obciślej tym lepiej :)
Pedicure i manicure w tym samym czasie, na tym samym stole :) / Hawana, Kuba, styczeń 2017
Sklepy są, tylko towaru brak. A jak nie brak, to często można w nich kupić tylko jeden produkt, na przykład jajka. Turysta ich nie kupi bo nie ma kartki z przydziałem, a lokales jak nie zdąży kupić bo się skończą, to będzie musiał poczekać na kolejną dostawę. / Hawana, Kuba, styczeń 2017
California? Nie, Tarara :) Czyli absolutnie dziwny twór, miasto duch, położone 20 km od Hawany. Pilnie strzeżone i oczywiście zamknięte dla lokalesów. Wchodzimy przez bramę, ochrona, recepcja, dokładne sprawdzanie paszportów, przepytki, do kogo, a po co? My w odwiedziny. Spisani dostajemy zgodę na wejście! Wieje grozą i śmierdzi na kilometr komuną. Idziemy pięknymi szerokimi uliczkami chyba z 2km do plaży, czujemy się jakbyśmy chodzili po opuszczonych amerykańskich przedmieściach. Inna, nie kubańska bajka! Co to jest, o co tu chodzi? Zaprojektowane przez amerykanów, wybudowane w latach 40tych, wakacyjne miasto kompletne. Około 400 villi w stylu art deco, do tego kościół, teatr, kluby, kino, sklepy, no wszystko czego amerykańskie rodzinki potrzebowały na wakacjach. Kiedyś raj, dzisiaj raczej ruina w komunistycznym wydaniu. Możesz wynająć pokój lub dom za całkiem małe pieniądze. Obsługi pełno dookoła, a posprzątać nie ma komu, zjeść nie ma czego, można się za to zawsze napić. / Tarara, Kuba, styczeń 2017
Łóżko nr 3, 21$ / Tarara, Kuba, styczeń 2017
Może i ruiny i komuna ale plaje i wodę mają całkiem niezłą :) / Tarara, Kuba, styczeń 2017